Pośpiesznie wrzuciłam rzeczy do bagażnika i przeszłam jeszcze raz po domku czy nic nie zostawiłam niczego. wszystko było w porządku więc wsiadłam w samochód i pojechałam do domu. Tam już czekała na nie mama.
M-No Nareszcie. Nic ci nie zrobił?
A-Nie-powiedziałam cicho.
M- Alex co się dzieje?
A-Nic mamo. Jestem po prostu zmęczona.
M-Trochę za długo cię znam. Córeczko co się dzieje?
A-Mamo... Nie rozmawiajmy o tym.
M-No dobra jak chcesz... Właśnie... Praca...
A-No opowiadaj co załatwiłaś.
M-No więc zaprosiłam go na kolację.
A-Aha a na którą?
M-Za 15 minut powinien być.
A-Co??!!
M-No leć się szybko ogarnij. Ja go zatrzymam.
A-Dzięki mamuś jesteś boska.
M-No leć.
Pobiegłam na górę i szybko zrzuciłam z siebie ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Umyłam się ale nie mogłam pozwolić na pośpiech bo to gorąca woda mnie rozluźniała. Wychodząc szubko ubrałam się w to i pośpiesznie związałam włosy i ogarnęłam makijaż. szybko wyszłam z pokoju i pobiegłam na dół. Tam zobaczyłam w kuchni mamę i jakiegoś.... Chłopaka... O KURWA MAĆ MAMO!!!
M-O jesteś już-powiedziała. Poznaj proszę to jest Harry Styles.
A- Słucham?
M-No tam siedzi...
A-Ojej... Przepraszam nie widziałam pana. Alex Cabot. -Powiedziałam w wyciągnęłam rękę w jego kierunku.
H-Hej. Harry Styles.-przedstawił się i uścisną mi dłoń.
M-To jest właśnie moja córka. lex to właśnie u niego będziesz pracować.
A-A właściwie co ja mam robić?
H-Twoja mama dużo mi mówiła o tobie. Mówiła że lubisz gotować i sprzątać...
A-Dzięki mamo.-powiedziałam.
H-Spokojnie ale ja właśnie takiej osoby szukam.
A-Ale ja...
M-Alex-mama podniosła głos a ja siłą się powstrzymałam żeby nie wybuchnąć śmiechem z miny Harrego.
A-No co? Nie dałaś mi dokończyć.
H-No więc kiedy możesz zacząć?
A-A kiedy mogę?
H-Nawet za chwilę...
A-Ale że teraz?
H-Mogę ją porwać?
M-Tak proszę...
H-Mogę jeszcze zamienić słówko z twoją mamą?
A-Ta jasne-powiedziałam. I poszłam do przedpokoju założyć płaszcz i apaszkę. Czekałam w wejściu na Niego. Gdy przyszedł szybko si ubrał i wyszliśmy. Szliśmy spacerkiem.
H- Co chciałabyś robić?
A-W jakim sensie?
H-No w domu... Czym byś chciała się zajmować?
A-A to już zależy od pana.
H-Mów mi po imieniu.
A-No dobra i wzajemnie.
H-A więc... Możemy się podzielić obowiązkami.
A-No dobrze
H-Chciałem cię zabrać żeby już coś zacząć działać. Dam ci kartę do domu i podam pin. oraz klucze do mieszkania.
A-zaczynam się bać.
H-Mam takie zabezpieczenie bo już miałem takie sytuacje że ktoś wszedł sobie do domu i się zadomowił.
A-Nie dziwię się...-Dziwnie na mnie spojrzał.- Co?
H- Co masz na myśli mówiąc że się nie dziwisz?
A-No wiesz... Jesteś sławny- powiedziałam cicho- Nie dziwię się że się do ciebie włamali.
H-Czemu spuściłaś wzrok mówiąc że jestem sławny?
A-Nic-powiedziałam cicho.
H-Ej... Co się dzieje?
A-Nic się nie dzieje.- Powiedziałam patrząc gdzieś w bok.
H-Przecież widzę.
A-No nic. Naprawdę nie przejmuj się
H-Poczekaj-złapał mnie za łokieć i przyciągną do siebie. Wciągną mnie w jakąś uliczkę i przycisną do ściany.
A-Co robisz?
H-Cicho bo nas nakryją i będziesz na okładce gazety-Szepną mi w usta. Po czym delikatnie się przysuną i czule pocałował. Chcąc podnieść rękę żeby go złapać za szuję przypadkowo przejechałam po jego kroczu na co on zaczął się cicho śmiać.- To było zamierzone?
A-Nie przez przypadek.-powiedziałam przepraszająco spuszczając wzrok.
H-Nie przepraszaj-powiedział. podniósł palcem mój podbródek i złożył czuły pocałunek na moich ustach.- O to ci chodziło tak?- Nie odpowiedziałam. Dalej szliśmy w milczeniu. Gdy dotarliśmy na miejsce puścił mnie przodem-Panie przodem
A-Dzięki.
H-śmiało.-powiedział i pchnął mnie do przodu.
A- Mieszka tu ktoś jeszcze
H-Nie.
A-Pewny jesteś bo ja nie.
H-Co jest.-złapał mnie w tali żeby mógł zobaczyć.-Czołem stary co ty robisz?
N-małpy mnie złapały przed twoim domem.
H-Aaa no spoko-spojrzał na mnie.- Właśnie sobie poszli.
N-Tak... to ja już się zwijam. Podniósł się i zrobił dziwną minę gdy mnie zobaczył. Uśmiechną się do Harrego i wyszedł. Przewróciłam oczami i weszłam do środka.
środa, 28 sierpnia 2013
Rozdział 1
Siedzę w pokoju. Opieram się o ścianę. Wpatruję się w przeciwległą ścianę mojego pokoju. Puszczam wodze fantazji. Zaraz STOP! Nie, jestem zła na siebie że marnuję czas na takie bzdury. Wstałam z podłogi i zbiegłam na dół. wzięłam klucze portfel i dokumenty. Sprawdzając czy wszystko jest powyłączane przekręciłam klucz w zamku przeszłam do samochodu. Zajrzałam do bagażnika do którego wczoraj włożyłam torbę. Upewniłam się czy wszystko jest zatrzasnęłam klapę odpaliłam silnik zaraz po zamknięciu drzwi i zostawieniu wiadomości mamie, wyjechałam.
Po 45 minutowej jeździe wysiadłam z auta i rozprostowałam nogi. Miałam na sobie to. Zadowolona że oderwę się od problemów w domu zabrałam rzeczy z bagażnika i podeszłam do drzwi od domku i zadowolona weszłam do środka. I Stanęłam jak wmurowana. W domku było tak luksusowo że można by z niego nie wychodzić. Rzuciłam torbę w wejściu i poszłam jeszcze do samochodu. Otworzyłam drzwi od strony kierowcy i zaczęłam przeszukiwać boczne kieszenie żeby znaleźć przycisk do mojej tajnej skrytki. Moje małe zbawienie. Otworzyłam bagażnik i odsłoniłam zasuwę którą zwolniłam i ukazał się nieziemski widok. Moje małe drinki i masa słodyczy. Nagle za sobą usłyszałam coś w rodzaju pisku. Przestraszona odwróciłam się i jakiegoś chłopaka a za nim następnego z wiadrem zimnej wody.
Wieczorem siedziałam na werandzie z drinkiem i zastanawiałam się co ze sobą zrobić. Nic ciekawego nie wymyśliłam więc poszłam do domku wziąć sweterek. Wyszłam i poszłam na spacer. Szłam koło jeziorka i weszłam na krótkie molo. Usiadłam na brzegu po turecku i patrzyłam jak faluje woda. Kiedy jednak dostrzegłam mojego prawie byłego chłopaka poderwałam się i ruszyłam w kierunku przeciwnym od niego.
N- Hej myszko.- Zmusiłam się żeby się odwrócić i uśmiechnąć.
A-Hej-powiedziałam cichutko
N-Co tu robisz?
A-Przyjechałam na trochę żeby się rozerwać ale jak widać się nie da. Ile wypiłeś?
N- Tylko kilka piw.
A- Kilka czy kilkanaście?
N-Nie wiem zgubiłem rachubę po 7.
A-Czy ty już nie myślisz co robisz?
N-A robię coś źle?
A-Tak.-Już miałam powiedzieć że wszystko ale się powstrzymałam.
N-Kotku nie gniewaj się.
A-Idź spać. Jak wytrzeźwiejesz to pogadamy.
N-Ale...
A-Już!
N-Och kochanie ale z ciebie generał.
A-Tak generał i masz się mnie słuchać i idziesz spać do domu.
N-Tak jest prze pani.
Patrzyłam jak chwiejnym krokiem idzie w kierunku z którego przyszedł. Sama też ruszyłam w kierunku domku. Szłam bardzo powoli zastanawiając się czy Nick będzie pamiętał nasze spotkanie. Wchodziłam właśnie na werandę. Byłam po prostu wściekła. Jak ja daje mu sobą pomiatać. To nie w porządku. Weszłam do domku i położyłam się na łóżko. Nie wiedzieć kiedy zasnęłam.
Rano obudziłam się wypoczęta. Poczłapałam do łazienki załatwiłam potrzebę i z grubsza się ogarnęłam się. Zrobiłam nieogarniętego koka i wstawiłam wodę na kawę. Zaczekałam aż się zagotuje. Zalałam wrzątek do kubka i wyszłam na zewnątrz. Na stoliku Leżały róże i do nich przyczepiony bilecik.
"Kochanie przepraszam za wczoraj. Źle się z tym czuję. Wybacz." Uśmiechnęłam się do siebie i powąchałam. Położyłam tam gdzie leżały i usiadłam i upiłam sporego łyka kawy. Po jakiejś chwili mój telefon dał o sobie znać.
A-Halo?
M-Hej córcia...
A-O mama hej.
M-Jak podróż?
A-Dobrze.
M-A jest z tobą Nick?
A-Nie zupełnie.
M-Czyli jest
A-Nie ma go ze mną ale jest nad jeziorem.
M-Córeczko wróć do domu. Chyba znalazłam dla ciebie pracę.
A-Na prawdę?
M-Tak. Przyjedź wszystko Ci opowiem.
A-No dobra. Za jakiś 2 godziny będę.
M-Okey. Czekam
Po 45 minutowej jeździe wysiadłam z auta i rozprostowałam nogi. Miałam na sobie to. Zadowolona że oderwę się od problemów w domu zabrałam rzeczy z bagażnika i podeszłam do drzwi od domku i zadowolona weszłam do środka. I Stanęłam jak wmurowana. W domku było tak luksusowo że można by z niego nie wychodzić. Rzuciłam torbę w wejściu i poszłam jeszcze do samochodu. Otworzyłam drzwi od strony kierowcy i zaczęłam przeszukiwać boczne kieszenie żeby znaleźć przycisk do mojej tajnej skrytki. Moje małe zbawienie. Otworzyłam bagażnik i odsłoniłam zasuwę którą zwolniłam i ukazał się nieziemski widok. Moje małe drinki i masa słodyczy. Nagle za sobą usłyszałam coś w rodzaju pisku. Przestraszona odwróciłam się i jakiegoś chłopaka a za nim następnego z wiadrem zimnej wody.
Wieczorem siedziałam na werandzie z drinkiem i zastanawiałam się co ze sobą zrobić. Nic ciekawego nie wymyśliłam więc poszłam do domku wziąć sweterek. Wyszłam i poszłam na spacer. Szłam koło jeziorka i weszłam na krótkie molo. Usiadłam na brzegu po turecku i patrzyłam jak faluje woda. Kiedy jednak dostrzegłam mojego prawie byłego chłopaka poderwałam się i ruszyłam w kierunku przeciwnym od niego.
N- Hej myszko.- Zmusiłam się żeby się odwrócić i uśmiechnąć.
A-Hej-powiedziałam cichutko
N-Co tu robisz?
A-Przyjechałam na trochę żeby się rozerwać ale jak widać się nie da. Ile wypiłeś?
N- Tylko kilka piw.
A- Kilka czy kilkanaście?
N-Nie wiem zgubiłem rachubę po 7.
A-Czy ty już nie myślisz co robisz?
N-A robię coś źle?
A-Tak.-Już miałam powiedzieć że wszystko ale się powstrzymałam.
N-Kotku nie gniewaj się.
A-Idź spać. Jak wytrzeźwiejesz to pogadamy.
N-Ale...
A-Już!
N-Och kochanie ale z ciebie generał.
A-Tak generał i masz się mnie słuchać i idziesz spać do domu.
N-Tak jest prze pani.
Patrzyłam jak chwiejnym krokiem idzie w kierunku z którego przyszedł. Sama też ruszyłam w kierunku domku. Szłam bardzo powoli zastanawiając się czy Nick będzie pamiętał nasze spotkanie. Wchodziłam właśnie na werandę. Byłam po prostu wściekła. Jak ja daje mu sobą pomiatać. To nie w porządku. Weszłam do domku i położyłam się na łóżko. Nie wiedzieć kiedy zasnęłam.
Rano obudziłam się wypoczęta. Poczłapałam do łazienki załatwiłam potrzebę i z grubsza się ogarnęłam się. Zrobiłam nieogarniętego koka i wstawiłam wodę na kawę. Zaczekałam aż się zagotuje. Zalałam wrzątek do kubka i wyszłam na zewnątrz. Na stoliku Leżały róże i do nich przyczepiony bilecik.
"Kochanie przepraszam za wczoraj. Źle się z tym czuję. Wybacz." Uśmiechnęłam się do siebie i powąchałam. Położyłam tam gdzie leżały i usiadłam i upiłam sporego łyka kawy. Po jakiejś chwili mój telefon dał o sobie znać.
A-Halo?
M-Hej córcia...
A-O mama hej.
M-Jak podróż?
A-Dobrze.
M-A jest z tobą Nick?
A-Nie zupełnie.
M-Czyli jest
A-Nie ma go ze mną ale jest nad jeziorem.
M-Córeczko wróć do domu. Chyba znalazłam dla ciebie pracę.
A-Na prawdę?
M-Tak. Przyjedź wszystko Ci opowiem.
A-No dobra. Za jakiś 2 godziny będę.
M-Okey. Czekam
wtorek, 20 sierpnia 2013
Prolog
Zawsze chciałam mieć pracę z której będę zadowolona, która nie będzie sprawiać mi przykrości tylko przyjemność. Może i nie jestem idealna ale robię co nogę żeby pokazać się z najlepszej strony. Staram się pomagać ludziom ale jest ciężko. Bardzo ciężko. Ludzie cię odpychają i mówią że jesteś dziwadłem... Ale to się skończyło. To moje dawne życie. Kiedy byłam w szpitalu lekarze nie dawali mi szans na przeżycie jednego dnia. Wtedy ludzie zaczynali mnie doceniać. Zrozumieli to kiedy mogłam umrzeć. Tam w tedy na sali operacyjnej kiedy moja mama miała wypadek. Zginęła. A mnie odratowano. Odratowano z postrzału który mi zadano kiedy odepchnęłam mojego brata. Ale nie udało się go do końca odratować. Max już nie żyje prawie 2 lata.... Zaraz chwila STOP. czemu ja czytam książkę w formie pamiętnika?!?! To przecież jest chore. Ja jestem zadowolona... (No prawie) Ale tak, moje życie nie jest idealne bo ja taka nie jestem ale nie narzekam. W ciąż jestem sobą i cieszę się z tego...
niedziela, 11 sierpnia 2013
-16- I ostatni...
*kilka miesięcy później. Harry*
Leżałem na podłodze kiedy wskoczyła na mnie Selena.
S-Tatio
H-Tak?
S-Pojedziemi do mama?
H-Chcesz do mamy?
S-Tiak-skinęła główką i położyła się na mnie przytulając.- Pojedziemy?
H-Tak. Zmienimy Micka.
S-Tiak. zmienimy.
Wstałem i poszedłem przebrać Sel. Gdy była gotowa moja gwiazdeczka wsadziłem ją do samochodu w fotelik i pojechaliśmy do szpitala. Zmieliliśmy Micka i weszlimy do sali gdzie leżała przytomna Gabi. Zaraz moment... Przytomna? Obudziła się. Kamień spadł mi z serca.
Podszedłem do niej i delikatnie posadziłem małą na brzegu łóżka.
G-Selena?
S-Mamuś-pisnęła i przytuliła ją.
H-Mała delikatnie.
G-Harry-wyszlochała. Wyciągnęła ręce do mnie a ja z chęcią ją przytuliłem. Trzymała mnie dłuższą chwilę.
H-Jak się czuje nasza mamusia?
G- Dobrze... Skarbie ile byłam nie przytomna?
H-10 miesięcy.
G-Ile?-prawie pisnęła.
H-10 miesięcy.
G-Jak sobie poradziliście beze mnie?
H-Jewel z Zaynem nam dużo pomogli.
G-To dobrze.
H- Zawołam lekarza.
G-Nie jeszcze chwilkę. Chce się wami nacieszyć. Zaraz zabiorą mnie na jakieś badania.
H-Bobrze. Tak się bałem o ciebie. Że się nie obudzisz...
G-Harry... Kochanie obudziłam się. Pamiętasz ja mówiłeś że mam was nie zostawiać? Dotrzymałam słowa.
H-Zaraz... To ty to słyszałaś?
G-Wszystko co mi mówiłeś. Jak mała się rozwija. Jaki było jej pierwsze słowo. Jak stawiała pierwsze kroczki. Że Mick ma nową dziewczynę...
H-Widzisz kochanie... Mamusia cię słuchała.
Selenka wtuliła się w nią ale po kilku sekundach oderwała się i zapytała
S-Mamo. Nie boli cię?
G-Nie skarbie. Już mnie nie boli bo jesteś tutaj ze mną.
S-A śija cie nie boli?
G-Nie a dlaczego pytasz?
S- Tsimaj-powiedziała i zawiesiła ma na szyi łańcuszek z medalionem w kształcie serduszka.-Popatrzyła na mnie ze łzami w oczach.
H-Słonko może zejdziesz... Bo mamusię chyba boli.
G-Nie boli mnie. -Przytuliła mocniej do ciebie naszą córeczkę. Na salę zajrzał lekarz.
L-Ooo witamy w świecie żywych.-uśmiechnął się do niej.- Jak się czujemy??
G-Dobrze.
L-To dobrze. zaraz odepniemy pani kroplówkę z posiłkiem. Może pan na chwilkę opuścić pomieszczenie z dzieckiem?
H-Tak. Chodź Selenko... Zaraz wrócimy do mamusi.
S-Ne- i zaczęła płakać
G-Słonko... Nic mi się nie stanie. Pan doktor tylko mnie zbada.
S-Ale ciem do mami
H-chodź. Kupimy ci coś?
S-A cio?-wytarła oczka i nos a Gabi się zaśmiała.
H-A co chcesz?-Wziąłem ją na ręce.
S- Lisiaka ciem i coś dla mami.
H- A co dla mamusi?
S- lisiaka... albo ne a mosie psytulaka?
H-Misia?
S-Tiak
H-A którego?
S-Tego-wybrała sobie takiego różowego misia
H-Dobrze. weźmiemy tego lizaczka dla ciebie i misia dla mamusi.
S-Tiak.-śmiesznie skinęła główką.
Zapłaciłem za zakupy i wróciliśmy na górę. Weszliśmy do środka. Gdy mała zobaczyła że nie ma mojej żony zaczęła nie to że płakać ale wyć.
G-Kochanie nie płacz. Jestem.-odezwała się z pomieszczenia obok.
S-dzie?
G-Już wychodzę.-powiedziała wyszła jak się okazało z łazienki. Podbiegła i przytuliła się.
S-Cieś śplóbować? -powiedziała i wsadziła do buzi nie czekając na odpowiedź
G- Pyszny.
H-Skarbie zapomniałaś o czymś.
S-Aaa misio...
G-Jaki śliczny...
S-Dla ciebie
G-Dla mnie?-Dziwnie na mnie spojrzała. Wstała i podeszła do mnie i pocałowała. Długo i namiętnie. W drzwiach pojawiła się nasza rodzinka.
Nasze dzieci. Jewel z Zaynem i dzieci. Lou z żoną
Niall ze swoją mamą Liam z żoną.
H-Więcej ich matka nie miała?-szepnąłem jej na ucho. Zaśmiała się. Podeszła Ana
A-Mamuś...-Przytuliła się do niej. I tak wszyscy po kolei jak leci przywitali się z moją żoną. Kilka dni później wypuścili. Mała nie odstępowała jej na krok. No ale cóż.. Najważniejsze jest to że się obudziła...
*oczami Gabi*
Za kilka 2 dni jest gwiazdka.. cieszę się że spędzę ją z rodziną. Selena na już 2 lata Mick się wyprowadził do dziewczyny. Ala i Nick mają własny świat... a ja? Ja jestem najszczęśliwsza na świecie mając przy sonie mojego kochanego męża który właśnie spada z drabinki przy choince...Podbiegłam do niego.
G-Słońce nic ci się nie stało?
H-Nie żyję-przyciągną mnie do siebie i namiętnie pocałował. Usiadłam mu na kolanach...
J-Ups... Zayn może chodźmy bo będzie dziki seks
Na te słowa wszyscy wybuchliśmy śmiechem nawet mama Selena nie wiedząc o co chodzi...
No to koniec tego opowiadania... Mam nadzieję że ostatnim rozdziałem was rozbawiłam... Kocham Was i mocno ściskam... Jeżeli na pawdę wam się podobał rozdział. to proszę o komentarze...:)
Pozdrawiam Gabrysia:)
Leżałem na podłodze kiedy wskoczyła na mnie Selena.
S-Tatio
H-Tak?
S-Pojedziemi do mama?
H-Chcesz do mamy?
S-Tiak-skinęła główką i położyła się na mnie przytulając.- Pojedziemy?
H-Tak. Zmienimy Micka.
S-Tiak. zmienimy.
Wstałem i poszedłem przebrać Sel. Gdy była gotowa moja gwiazdeczka wsadziłem ją do samochodu w fotelik i pojechaliśmy do szpitala. Zmieliliśmy Micka i weszlimy do sali gdzie leżała przytomna Gabi. Zaraz moment... Przytomna? Obudziła się. Kamień spadł mi z serca.
Podszedłem do niej i delikatnie posadziłem małą na brzegu łóżka.
G-Selena?
S-Mamuś-pisnęła i przytuliła ją.
H-Mała delikatnie.
G-Harry-wyszlochała. Wyciągnęła ręce do mnie a ja z chęcią ją przytuliłem. Trzymała mnie dłuższą chwilę.
H-Jak się czuje nasza mamusia?
G- Dobrze... Skarbie ile byłam nie przytomna?
H-10 miesięcy.
G-Ile?-prawie pisnęła.
H-10 miesięcy.
G-Jak sobie poradziliście beze mnie?
H-Jewel z Zaynem nam dużo pomogli.
G-To dobrze.
H- Zawołam lekarza.
G-Nie jeszcze chwilkę. Chce się wami nacieszyć. Zaraz zabiorą mnie na jakieś badania.
H-Bobrze. Tak się bałem o ciebie. Że się nie obudzisz...
G-Harry... Kochanie obudziłam się. Pamiętasz ja mówiłeś że mam was nie zostawiać? Dotrzymałam słowa.
H-Zaraz... To ty to słyszałaś?
G-Wszystko co mi mówiłeś. Jak mała się rozwija. Jaki było jej pierwsze słowo. Jak stawiała pierwsze kroczki. Że Mick ma nową dziewczynę...
H-Widzisz kochanie... Mamusia cię słuchała.
Selenka wtuliła się w nią ale po kilku sekundach oderwała się i zapytała
S-Mamo. Nie boli cię?
G-Nie skarbie. Już mnie nie boli bo jesteś tutaj ze mną.
S-A śija cie nie boli?
G-Nie a dlaczego pytasz?
S- Tsimaj-powiedziała i zawiesiła ma na szyi łańcuszek z medalionem w kształcie serduszka.-Popatrzyła na mnie ze łzami w oczach.
H-Słonko może zejdziesz... Bo mamusię chyba boli.
G-Nie boli mnie. -Przytuliła mocniej do ciebie naszą córeczkę. Na salę zajrzał lekarz.
L-Ooo witamy w świecie żywych.-uśmiechnął się do niej.- Jak się czujemy??
G-Dobrze.
L-To dobrze. zaraz odepniemy pani kroplówkę z posiłkiem. Może pan na chwilkę opuścić pomieszczenie z dzieckiem?
H-Tak. Chodź Selenko... Zaraz wrócimy do mamusi.
S-Ne- i zaczęła płakać
G-Słonko... Nic mi się nie stanie. Pan doktor tylko mnie zbada.
S-Ale ciem do mami
H-chodź. Kupimy ci coś?
S-A cio?-wytarła oczka i nos a Gabi się zaśmiała.
H-A co chcesz?-Wziąłem ją na ręce.
S- Lisiaka ciem i coś dla mami.
H- A co dla mamusi?
S- lisiaka... albo ne a mosie psytulaka?
H-Misia?
S-Tiak
H-A którego?
S-Tego-wybrała sobie takiego różowego misia
H-Dobrze. weźmiemy tego lizaczka dla ciebie i misia dla mamusi.
S-Tiak.-śmiesznie skinęła główką.
Zapłaciłem za zakupy i wróciliśmy na górę. Weszliśmy do środka. Gdy mała zobaczyła że nie ma mojej żony zaczęła nie to że płakać ale wyć.
G-Kochanie nie płacz. Jestem.-odezwała się z pomieszczenia obok.
S-dzie?
G-Już wychodzę.-powiedziała wyszła jak się okazało z łazienki. Podbiegła i przytuliła się.
S-Cieś śplóbować? -powiedziała i wsadziła do buzi nie czekając na odpowiedź
G- Pyszny.
H-Skarbie zapomniałaś o czymś.
S-Aaa misio...
G-Jaki śliczny...
S-Dla ciebie
G-Dla mnie?-Dziwnie na mnie spojrzała. Wstała i podeszła do mnie i pocałowała. Długo i namiętnie. W drzwiach pojawiła się nasza rodzinka.
Nasze dzieci. Jewel z Zaynem i dzieci. Lou z żoną
Niall ze swoją mamą Liam z żoną.
H-Więcej ich matka nie miała?-szepnąłem jej na ucho. Zaśmiała się. Podeszła Ana
A-Mamuś...-Przytuliła się do niej. I tak wszyscy po kolei jak leci przywitali się z moją żoną. Kilka dni później wypuścili. Mała nie odstępowała jej na krok. No ale cóż.. Najważniejsze jest to że się obudziła...
*oczami Gabi*
Za kilka 2 dni jest gwiazdka.. cieszę się że spędzę ją z rodziną. Selena na już 2 lata Mick się wyprowadził do dziewczyny. Ala i Nick mają własny świat... a ja? Ja jestem najszczęśliwsza na świecie mając przy sonie mojego kochanego męża który właśnie spada z drabinki przy choince...Podbiegłam do niego.
G-Słońce nic ci się nie stało?
H-Nie żyję-przyciągną mnie do siebie i namiętnie pocałował. Usiadłam mu na kolanach...
J-Ups... Zayn może chodźmy bo będzie dziki seks
Na te słowa wszyscy wybuchliśmy śmiechem nawet mama Selena nie wiedząc o co chodzi...
No to koniec tego opowiadania... Mam nadzieję że ostatnim rozdziałem was rozbawiłam... Kocham Was i mocno ściskam... Jeżeli na pawdę wam się podobał rozdział. to proszę o komentarze...:)
Pozdrawiam Gabrysia:)
piątek, 9 sierpnia 2013
-15-
Przez chwile milczał jakby szukał odpowiednich słów.
M-Po prostu mam wyrzuty sumienia. Ja sobie wychodzę i wracam o której chce a ty się martwisz..
G-Synku... Po 1 nie płacz. No już. Bo zachowam się jak wredna mama i ci wytrę nos jak ja tylko potrafię.- Zaśmiał się. - Po 2 masz do tego prawo. Pozwoliłam ci wyjść. A wiesz jaka ja jestem.
M-Bardzo wrażliwa i kochana.-Powiedział i mnie przytulił.- Mamo mogę czegoś spróbować?
G-Boje się.-Przysunął się i delikatnie pocałował moje usta. Szybko się oderwałam od niego...- Mick Nie.
M-Przepraszam.-Spojrzałam na niego i szybko wyszłam żeby nie zobaczył moich łez. Nie dlatego że mnie pocałował... Z bólu który pomownie się narodził w moim brzuchu. Musiałam się przytrzymać futryny bo bym się przewróciła.- Mamo!- Podbiegł do mnie. Złapałam się za głowę i straciłam równowagę. Przy nas znalazł się tato.
H-Co jest?
G-Weź go-wyszeptałam.- Wyprowadź go
H-Mick. Idź stąd weź małą i weź dzieciaki i powiedz JJ żeby was zabrała do siebie.
M-Ale...
H-Jazda-wrzasnął
J-Dzieciaki...
Wszyscy wyszli a ja skręcałam się z bólu.
H-Kochanie oddychaj.
G-Ale nie mogę.- Oczy mi się same zaczęły zamykać.
H-Nie zamykaj oczu
G-Zajmij się dziećmi...-ciemność...I kurwa mać ta jebana ciemność
*oczkami Harrego*
Chodziłem po korytarzu w szpitalu i czekałem na jakieś wieści od lekarzy
H-Co tam się dzieje.
M-Tato bo... Jak o powiedzieć...
H-Mick co się dzieje?
M-Bo ja pocałowałem mamę i...
H-I co z tego że ją pocałowałeś?
M-W usta...
H-I co? To twoja matka... Masz do tego prawo
M-Ale...
H-Nie gniewam się. Idź do domu pomórz ciotce... Ona i tak ma urwanie głowy.
M-Ok. Ale jak coś się zmieni to zadzwoń
H-Dobra.- Mick wyszedł a ja siadłem na krześle i czekałem. Po jakiejś godzinie wyszedł lekarz.
L-Pan Styles...
H-Tak?-wstałem i podszedłem do niego.- co z nią?
L-Jej san jest no bradzo zły... Straciła dużo krwi i przez to poroniła dziecko...
H-To ona była w ciąży?
L-Tak. To pan nie wiedział?
H-No nie.
L- To był 4 może 5 tydzień...
H-Aha. Dzięuję. A mogę ją zobaczyć?
L-Tak za jakieś 5 minut.
H-Dobrze...-usiadłem na krześle z powrotem i czekałem na lekarza... po upływie tych kilku minut które trwały jak wieczność pojawił się pielęgniarz i zaprowadził mnie do mojej żony. Usiadłem obok łóżka na krześle. Leżała taka blada i bezbronna. Moja kochana dziewczynka. - Nie zostawiaj nie.-wyszeptałem- Nie teraz. Potrzebujemy cię.- W tym momencie jej palce drgnęły.- Kochanie słyszysz mnie?-spytałem ale nie było już żadnej reakcji.
Z aparatury leciały coraz rzadsze dźwięki co znaczyło że jej serce się zatrzymuje. Zerwałem się na równe nogi i wezwałem lekarza. Gdy się pojawił wygonił mnie i powiedział że Jacyś panowie mają mnie pilnować i że mają mnie na oku...
M-Po prostu mam wyrzuty sumienia. Ja sobie wychodzę i wracam o której chce a ty się martwisz..
G-Synku... Po 1 nie płacz. No już. Bo zachowam się jak wredna mama i ci wytrę nos jak ja tylko potrafię.- Zaśmiał się. - Po 2 masz do tego prawo. Pozwoliłam ci wyjść. A wiesz jaka ja jestem.
M-Bardzo wrażliwa i kochana.-Powiedział i mnie przytulił.- Mamo mogę czegoś spróbować?
G-Boje się.-Przysunął się i delikatnie pocałował moje usta. Szybko się oderwałam od niego...- Mick Nie.
M-Przepraszam.-Spojrzałam na niego i szybko wyszłam żeby nie zobaczył moich łez. Nie dlatego że mnie pocałował... Z bólu który pomownie się narodził w moim brzuchu. Musiałam się przytrzymać futryny bo bym się przewróciła.- Mamo!- Podbiegł do mnie. Złapałam się za głowę i straciłam równowagę. Przy nas znalazł się tato.
H-Co jest?
G-Weź go-wyszeptałam.- Wyprowadź go
H-Mick. Idź stąd weź małą i weź dzieciaki i powiedz JJ żeby was zabrała do siebie.
M-Ale...
H-Jazda-wrzasnął
J-Dzieciaki...
Wszyscy wyszli a ja skręcałam się z bólu.
H-Kochanie oddychaj.
G-Ale nie mogę.- Oczy mi się same zaczęły zamykać.
H-Nie zamykaj oczu
G-Zajmij się dziećmi...-ciemność...I kurwa mać ta jebana ciemność
*oczkami Harrego*
Chodziłem po korytarzu w szpitalu i czekałem na jakieś wieści od lekarzy
H-Co tam się dzieje.
M-Tato bo... Jak o powiedzieć...
H-Mick co się dzieje?
M-Bo ja pocałowałem mamę i...
H-I co z tego że ją pocałowałeś?
M-W usta...
H-I co? To twoja matka... Masz do tego prawo
M-Ale...
H-Nie gniewam się. Idź do domu pomórz ciotce... Ona i tak ma urwanie głowy.
M-Ok. Ale jak coś się zmieni to zadzwoń
H-Dobra.- Mick wyszedł a ja siadłem na krześle i czekałem. Po jakiejś godzinie wyszedł lekarz.
L-Pan Styles...
H-Tak?-wstałem i podszedłem do niego.- co z nią?
L-Jej san jest no bradzo zły... Straciła dużo krwi i przez to poroniła dziecko...
H-To ona była w ciąży?
L-Tak. To pan nie wiedział?
H-No nie.
L- To był 4 może 5 tydzień...
H-Aha. Dzięuję. A mogę ją zobaczyć?
L-Tak za jakieś 5 minut.
H-Dobrze...-usiadłem na krześle z powrotem i czekałem na lekarza... po upływie tych kilku minut które trwały jak wieczność pojawił się pielęgniarz i zaprowadził mnie do mojej żony. Usiadłem obok łóżka na krześle. Leżała taka blada i bezbronna. Moja kochana dziewczynka. - Nie zostawiaj nie.-wyszeptałem- Nie teraz. Potrzebujemy cię.- W tym momencie jej palce drgnęły.- Kochanie słyszysz mnie?-spytałem ale nie było już żadnej reakcji.
Z aparatury leciały coraz rzadsze dźwięki co znaczyło że jej serce się zatrzymuje. Zerwałem się na równe nogi i wezwałem lekarza. Gdy się pojawił wygonił mnie i powiedział że Jacyś panowie mają mnie pilnować i że mają mnie na oku...
Subskrybuj:
Posty (Atom)